Ehhhh...... te glony. chyba nigdy się ich nie pozbędę!
Z drugiej strony jestem sama sobie winna. Bo o co po raz kolejny było mi grzebać w podłożu? Po co wymieniać roślinki na inne, nowe, i przez to zmniejszać masę roślinną doprowadzając do utraty równowagi? Po co męczyć się z nieszczelnym, własnej roboty dyfuzorkiem przepływowym (zamiast oddać to w ręce specjalisty)? Po wtóre trzeba było dokładniej patrzeć jakie nawozy się miesza, a nie wlewać coś zrobione z pamięci i jeszcze nie z tego co trzeba było. tak więc te i być może jeszcze inne błędy w ostatnim czasie doprowadziły do stanu obecnego czyli do ponownego wysypu glona (heh, jakby go przedtem nie było). Poniżej foty:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz